poniedziałek, 27 czerwca 2011

Zwierz

   Jaś miał 6 lat, gdy rodzice sprowadzili do domu psa. Przybyły czworonóg, z racji swoich ogromnych gabarytów, natychmiast otrzymał przydomek Boeing. Momentalnie zyskał też sympatię wszystkich domowników. Ale przede wszystkim sympatię Jasia. Między chłopcem a pieskiem już w pierwszej chwili narodziła się magiczna nić przyjaźni. Jaś robił wszystko, żeby tylko umilić szczeniactwo swojemu pupilowi. Dbał o niego z największą pieczołowitością. Można by powiedzieć, że nie odstępował od niego na krok. Nie raz wręcz zdarzyło się, że spali w jednym łóżku. Z czasem jednak pies stał się na tyle duży, że swoją siłą zaczął zagrażać meblom, dlatego rodzice zgodnie doszli do wniosku, że nadszedł moment, aby Boeing przeprowadził się do hangaru, jak to określił ojciec mając na myśli budę. Oczywiście nie miało to żadnego wpływu na przyjaźń Boeinga z Jasiem. Po prostu chłopiec zaczął spędzać więcej czasu na świeżym powietrzu. Uczucie jakim Jaś obdarzył psa nie mijało nawet z wiekiem.
   Pewnego poranka zresztą jak i każdego innego Jaś wystawił na zewnątrz miskę świeżego jedzenia dla swojego ulubieńca. Jednak zwierzak nie pojawił się pomimo długich, głośnych nawoływań. Wiedziony złymi przeczuciami chłopiec czym prędzej udał się na poszukiwanie Boeinga, ale nie znalazł go ani na posesji, ani nigdzie na drodze, ani w ogóle w okolicy. Pies przepadł jak kamień w wodzie. Pomimo zakrojonej na szeroką skalę akcji poszukiwawczej, obejmującej nawet ogłoszenia w lokalnej gazecie, nie udało się go odnaleźć. Jaś bardzo źle zniósł stratę najlepszego przyjaciela. Nie wierzył, że Boeing tak po prostu go opuścił. Ciągle wypatrywał na ulicę i łudził się, że czworonóg w każdej chwili może wrócić. Ale mijały dni, a pies jak się nie pojawiał tak się nie pojawiał. Rodzice nie mieli serca powiedzieć synkowi, że to definitywny koniec. Przypatrywali się tylko ze smutkiem jak codziennie rano Jaś z wiecznie tlącą się nadzieją w oczach wystawia na dwór nową miskę z jedzeniem.
   Wielka i bezgraniczna była radość chłopca, gdy za którymś razem wystawiając nową porcję posiłku dostrzegł, że miska którą wczoraj wystawił jest pusta. Rzucił się więc pędem na podwórko nawołując ukochanego psa ile tylko miał sił w płucach. I przybiegł do niego wesoło merdając ogonem… jakiś rudy, wychudzony kundel. Najwyraźniej przechodząc ulicą zwietrzył zapach jedzenia i był tak zdesperowany, że zdołał przeforsować ogrodzenie. Jaś rzucił mu zawiedzione spojrzenie, ale jego rozczarowanie trwało tylko chwilę, po czym rzucił się na psa i wyprzytulał na wszystkie strony. Bez chwili namysłu przygarnął go do siebie. Wiedział, że Boeing byłby z niego dumny. A rodzice odetchnęli z ulgą. Ich dziecko znowu było wesołe i pełne życia. Czasami dobrze jest kurczowo trzymać się nadziei. Nawet jeżeli sprawa jest przegrana.

15 komentarzy:

  1. Uwielbiam Twój styl pisania. Nie wiem jak to robisz, ale z każdym Twoim wpisem coraz bardziej zachęcasz mnie do ponownego odwiedzenia Twojego bloga...

    OdpowiedzUsuń
  2. Magdo
    :)))

    Asiu
    Dzięki, podnosisz mnie na duchu. Prawdę mówiąc, publikjąc moje ostatnie posty, za każdym razem miałem wrażenie, że tylko się wygłupię. Ale jednak komuś się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz dar Łukasz. Masz tak niesamowity dar, że Twoje posty czytam na jednym oddechu. Fenomenalna jest ta lekkość. Człowiek ma wrażenie, że usiadł taki o, Rotek - stworzył taki przyjemny tekst - i wrócił do swojego życia. Niesamowite!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nadzieja... tak naprawdę nadzieja nigdy nas nie opuszcza, gdzieś podświadomie jest w nas i mimo, że wiemy, że sprawa jest przegramy, podświadomie wierzymy w cud. Mamy na niego nadzieję..
    Ten chłopiec, Jaś, miał w sobie coś więcej niż nadzieję. Karmił ją swoją przyjaźnią, tym, że dorastał z tym pieskiem. Widział, jak Boeing "mężnieje", jego głos staje się coraz mniej szczenięcy i piskliwy..
    Kiedy znika ktoś, kogo kochamy nadzieja na jego powrót jest większa niż zdrowy rozsądek. Może nawet wtedy go nie ma...

    OdpowiedzUsuń
  5. Więcej wiary w siebie, bo to co robisz, jest dobre :).
    Kurcze, zrobiłam COŚ i teraz ani nie mam c z kreską, ani nie mam tego denerwującego okienka O_o'. Coś mi się wydaje, że sama sobie z tym nie poradzę ;p

    OdpowiedzUsuń
  6. Patko
    To tylko pozory. Pisanie idzie mi bardzo topornie :>

    Kasiek
    Jesteś niezwykle dojrzała, wiesz? :p Fajnie, że jesteś, bo lubię Twoje komentarze, dużo wnoszą :)
    Jedna tylko rzecz. Tutaj nie chodziło tylko o nadzieję na powrót kogoś, kogo się straciło, ale generalnie o to, że jeśli nie zwątpisz, że możesz osiągnąć cel i będziesz uparcie do niego dążyć mimo że nie ma szans na jego realizację, to i tak wciąż może to wyjść z dobrym dla Ciebie skutkiem. Oj zagmatwane zdanie :)

    Asia
    Hehe, oki, postaram się bardziej wierzyć :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Rotku, wyczułam to, ale nie mogłam sprecyzować własnego odczucia. Dziękuje, że je wyklarowałeś z natłoku myśli, jakie mi przechodziły przez głowę czytając Twój tekst.
    A propos tego "topornego pisania", hmm.. Jednak ta wytrwałość w tym co robisz daje niezwykłe efekty.
    Świat jest pełny teraz chłamu, który już od najmłodszych lat podaje ludziom. A "bajki dla dzieci" już nie są dla dzieci..
    Kiedyś będę swoim czytać twoje historyjki. Uczące, wpajające wartości opowiadania, które uczą, że w życiu nie wszystko jest piękne. :)

    Pzdr :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zdarza się, że los sprawi nam jakiegoś nieprzyjemnego figla. Czasami oczekujemy wtedy od świata, by naprawił to, co zostało zniszczone, czasami wręcz żądamy od niego różnych rzeczy. Bywa wtedy, że wszechświat ofiarowuje nam te rzeczy ot tak, w prezencie, ale my nie potrafimy ich dostrzec, nie zgadzają się z naszą wizją. Jaś mimo swojego młodego wieku był niezwykle dorosły. Dostrzegł w tym niespodziewanym prezencie od losu cząstkę tego, co wcześniej utracił. Jak wiele pozytywnych uczuć i emocje wzrosło, przez zasadzenie tej nadziei, którą taki długi czas pielęgnował.

    Tak ja to odebrałem ;p

    OdpowiedzUsuń
  9. Kasiu
    Myślę, że jednak dzieciom lepiej serwować napawające optymizmem bajki. A tak w ogóle, to po przeczytaniu Twojego komentarza naszła mnie ochota na Andersena :)

    Temykles
    Nie do końca miałem to na myśli, ale bardzo podoba mi się Twoja interpretacja :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Rotku, ale nie samymi słodyczami człowiek żyje ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ah Rotku, to cholernie skomplikowane.

    Spotkaliśmy się, było super. Następnego dnia napisał do mnie i rozmowa wyglądała tak jakby miał wyrzuty do mnie o to, że nie napisałam do niego wcześniej. Nagle pisze i cisza, poszedł...
    Dzisiaj napisałam , nie otrzymałam odpowiedzi.

    po prostu mam pecha do facetów.

    OdpowiedzUsuń
  12. Wczoraj wyszło jeszcze coś gorszego, przez jego przyjaciela dowiedziałam się, że nie odzywa się dlatego, bo jestem brzydka itp... Zrobiło mi się cholernie przykro.

    Nie minęły dwie godziny kiedy dostałam od niego wiadomość, powiedziałam o tym co przekazał mi jego przyjaciel, a ten wszystkiemu zaprzeczał i dodatkowo zdenerwował się na mnie, że uwierzyłam...

    ciągle coś się komplikuje i idzie nie tak jak powinno. A Tobie dziękuję, że tak we mnie wierzysz :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Cóż za mrożąca krew w żyłach historia... ;D Rude jest piękne na szczęście :)
    A co się stało z Boeiningiem? :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie da się nie przyznać Ci racji z tą rudością ;)
    Boeinga prawdopodobnie ktoś sobie wziął, jako że był to piękny, rasowy pies i nie jedna osoba chciałaby takiego mieć.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...