wtorek, 14 lutego 2012

Wioletta i Wiktor a Walentynki

   Wioletta czekała na ten dzień. Może nie w taki sposób, w jaki się czeka na podanie jedzenia w restauracji, gdy człowiek z głodu zjadłby kapcie. Ale z pewnością czekała. I nareszcie nadszedł ów Walentynowy dzień. Wstała zatem prawą nogą, rześka, wypoczęta i gotowa do działania. Zrobiła nawet mężowi śniadanie do łóżka, po czym przedstawiała mu na prędce ułożony plan.
-Sprawa jest prosta. Po pracy idziemy na romantyczny obiad, potem do kina, no i następnie na basen, bo podobno również tam ma być romantycznie- wyterkotała na jednym tchu.
   Przez twarz adresata wiadomości przeszedł bliżej nieokreślony grymas.
-Skarbie… przecież Walentynki są przereklamowane… Nie możemy po prostu zostać w domu? Eee pograć w scrabble, napić się wina no i takie tam? - Wiktor, próbując zachować racjonalne podejście do świata, postanowił stawiać opór.
-Oczywiście, że nie! Są walentynki, nie będziemy siedzieć w domu. A gdy wrócimy… - w tym momencie Wioletta mrużąc oczy lubieżnie prześlizgnęła językiem po górnej wardze.
   To był chwyt poniżej pasa, który błyskawicznie odebrał Wiktorowi umiejętność racjonalnego myślenia. Po prostu rozłożył go na łopatki.
- No dobra - zgodził się skwapliwie.

  Kelnerka w restauracji podeszła do nich, gdy tylko przekroczyli próg drzwi. Wskazała dogodne miejsce, podała karty menu, po czym zniknęła i po 5 minutach z szerokim uśmiechem pojawiła się ponownie.
 - Co podać? - zapytała.
 - Hmm, spróbujemy tej kaczki z jabłkami, plus surówkę z czerwonej kapusty.
- Dla dwojga tak?
- No tak.
-Yhm, a coś do picia?
- Jeden sok pomarańczowy i jeden porzeczkowy.
-Ok. W związku z tym, że mamy dziś Walentynki - zwróciła się teraz bezpośrednio do Wiktora - na życzenie klienta możemy użyć przypraw zwiększających libido. Czy życzyłby…
- Czy pani sugeruje niby, że ja mu nie wystarczam do zwiększenia libido?! - Wioletta niesiona świętym oburzeniem nie dała dokończyć kelnerce zdania. No cóż, może i miała powody, w końcu nie była brzydka. W sumie to mogłaby reklamować szampon jakiejś średniej marki. A może nawet i jakieś znaczącej marki. A teraz poczuła się tak jakby ktoś to próbował zakwestionować. Fakt faktem, że wyciągała pochopne wnioski w tempie rozpędzonej asteroidy, co sprawiało, że nie zawsze miały one sens.
- Niee, ależ oczywiście, że nie. Spokojnie - odpowiedziała kelnerka, równie zaskoczona co wystraszona - Proponujemy to każdemu w końcu. Czy jeszcze coś podać? - dodała szybko, a po otrzymaniu przeczącej odpowiedzi pospiesznie oddaliła się zrealizować zamówienie.
   Wioletta jednak nie dała wiary jej tłumaczeniom i Wiktor bez trudu odnotował pogorszenie nastroju małżonki. Miał nadzieję, że chociaż kino poprawi jej humor. Ale w kinie było jeszcze gorzej. Romantyczna komedia jaką wybrali nie była w prawdzie ani zła ani dobra. Może i dałoby się dotrzymać do końca, gdyby tylko nie te jęki i cmokania dookoła, które irytowały Wiolę niezmiernie. Ale i to by przetrzymała. Nie wytrzymała jednak, gdy siedzący obok facet położył rękę na jej kolanie. I nie obchodziło jej to, że ów człowiek miał mało krwi w alkoholu i dlatego zwyczajnie pomylił ją ze swoją dziewczyną. Wioletta nie tyle była w gorącej, co we wrzącej wodzie kąpana. Zareagowała więc celnie wymierzonym policzkiem w natręta, po czym chwyciła i wyprowadziła z kina męża, który nawet nie miał czasu zrozumieć co się stało.
  Po opuszczenia kina, mimo wszystko skierowali się na basen. W końcu nie ma nic lepszego niż siedzenie w jacuzzi, gdy w środku człowiek się gotuje.  Po tym jak Wioletta trochę ochłonęła, poszli w końcu trochę popływać. Po całym basenie były porozrzucane dmuchane serduszka. To właśnie one miały nadać romantycznego nastroju, o którym wcześniej wspominała mężowi. Mimo, że wydawały się tandetne i kiczowate, to Wioli bardzo się spodobały. Do czasu.
- Hey, zobacz, rzuciła serduszko w moją stronę. - Wiktor wskazał ruchem głowy stojącą w kącie młodą kobietę o nienagannej sylwetce. - Muszę jej oddać! - krzyknął, po czym chciał rzucić się, żeby popłynąć w jej kierunku. Nie zdążył. Wioletta chwyciła go za czuprynę, bez zbędnej troski niczym lwica chwyta swoje młode, po czym odholowała go do brzegu.
-Wychodzimy - rzuciła wściekle.

-Nigdy!... Więcej!... Walentynek!... - wyrzuciła z siebie, gdy już wsiedli do samochodu.
-Ale, ale… został jeszcze jeden punkt do spełnia z twojego walentynkowego planu - odpowiedział z lubieżnym uśmiechem.
- Zapomnij… od tego wszystkiego rozbolała mnie głowa - jednym zdaniem zgasiła jego entuzjazm.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...