poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Tam gdzie nie znają CocaColi

      Ah człowiek… człowiek jest taki dumny i ambitny. Już dawno temu w książkach Sci-Fi nakreślił wizję podboju kosmosu i kolonizacji pobliskich planet. A teraz, w obliczu zawrotnie gnającego postępu technologicznego, kwestia emigracji z Ziemi gorączkowo zaprząta mu głowę. Więc wysyła sondy kosmiczne na odległe orbity, zgłębia tajemnice fizyki i robi wszystko, żeby swoje marzenie spełnić. Tylko, że…  nawet nie poznał jeszcze dobrze swojej własnej, rodzimej planety. To trochę tak jakby wybierał się do pizzerii na obiad, mimo że w jego lodówce czeka kaczka nadziewana jabłkami, lazania i stek w sosie pieczarkowym. A przynajmniej do takiego doszedłem wniosku, gdy przeczytałem ostatnio o nowo odkrytym indiańskim plemieniu w Amazonii. Plemieniu, które nie ma najmniejszego pojęcia na temat tego, co my wzniośle nazywamy cywilizacją. I uznałem to za fascynujące, co z kolei wywołało lawinę myśli.
   Do głowy zaczęła mi się wciskać masa pytań. No bo co na przykład tacy wyjęci spod cywilizacji Indianie sobie myślą widząc przelatujący samolot? Wierzą, że jest to emisariusz jakiegoś bóstwa czy może wydaje im się, że to jakiś potwór? A gdy pobliska rzeka przyniesie jakieś śmieci człowieka współczesnego, powiedzmy opakowanie po czipsach, to czy dla członka takiego zacofanego plemienia owy śmieć nie staje się czymś na miarę skarbu? Może zrobi z niego bransoletkę i wręczy swojej ukochanej?
   W co bawią się tamtejsze dzieci? Mają jakąś zabawę typu „klasy”? Może jakaś bananowa ruletka albo drzewopol? A czy imprezują? Na pewno imprezują, tylko ciekawe jak to wygląda w ich wykonaniu. Intryguje mnie również czy doceniliby sztukę Picassa i czy przypadłby im do gustu heavy metal… oraz wiele, wiele innych rzeczy.
   Podążając tropem takich myśli dotarłem do kwestii, która bardzo mnie zafrapowała. Otóż zadałem sobie pytanie, czego owi Indianie mogliby się ode mnie, człowieka cywilizowanego, nauczyć. Po wielu wyrwanych włosach i paznokciach stępionych na drapaniu się po głowie z przykrością doszedłem do wniosku, że nic. Naprawdę nie mam pojęcia, co z wiedzy, którą nabyłem mogłoby się okazać dla nich przydatne. Wszystko czego się nauczyłem ma zastosowanie tylko tutaj, w naszym świecie, cuchnącym spalinami, wypełnionym hałasem i ludźmi goniącymi za pieniędzmi. Następnie w mojej głowie nastąpiła kontrofensywa i zacząłem się zastanawiać czego to ja mógłbym nauczyć się od nich? Bez chwili namysłu stwierdziłem, że współpracy oraz podejścia do drugiego człowieka. Bo w ich drakońskim środowisku, żeby przetrwać trzeba trzymać się razem, co buduje fundamentalne dla życia więzi społeczne. U nas, żeby przetrwać często wyzyskuje się albo okrada bliźniego.
   Rozmyślając dalej, zacząłem kontemplować nad skutecznością działania człowieka. Czyli o tym, jak efekty zamierzone potrafią się diametralnie różnić od tych faktycznie uzyskanych. Spójrzmy. Celem wspólnym każdego z nas jest szczęście i ludzkość dąży do tego, żeby było ono coraz łatwiej osiągalne. Stąd wziął się rozwój prawda? Wszystkie wynalazki  i pomysły bezpośrednio lub pośrednio miały się przyczynić do ułatwienia życia. Przez wieki człowiek dokonywał wszelkich starań, żeby świat osiągnął taką formę jakiej dziś jesteśmy świadkami. Setki lat wypełnionych postępem, mających nadać naszemu życiu rajskich odcieni. Czy w takim razie, gdyby zbadać satysfakcję z życia owych „prymitywnych” Indian, którzy dziś żyją tak jak żyli od niepamiętnych czasów i porównać z naszą satysfakcją z życia, to czy bylibyśmy tysiące lat do przodu? Śmiem wątpić.
   I ostatnia już refleksja. Rząd Brazylii zakazał jakiejkolwiek komunikacji z owym nowo odkrytym plemieniem, choćby dlatego, że zwykłe przeziębienie białego człowieka może okazać się dla nich zgubne. I tak myślę sobie… może gdzieś tam w odległej galaktyce istnieje ultra inteligentna rasa, która nas obserwuje i również doszła do wniosku, że lepiej nas utrzymywać w stanie błogiej nieświadomości o swoim istnieniu? Któż to wie…
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...