sobota, 23 czerwca 2012

Ten niezwykly dzień

       Robert był zwykłym, szarym człowiekiem, idealnie rozpuszczającym się w szarym tłumie. Założył nieodstającą statystycznie pod żadnym względem rodzinę. Miał zupełnie przeciętną żonę oraz dwójkę niewyróżniających się dzieci.  Każdego dnia roboczego opuszczał swoje mieszkanie by bez zbędnego entuzjazmu i zaangażowania piastować swoje urzędnicze stanowisko, marząc jak każdy inny człowiek w swojej powszechności, żeby jakoś z tej powszechności się wybić. Wzlecieć ponad przeciętność, wyróżnić się, błysnąć. Cokolwiek, co pomogłoby podnieść jego wartość we własnych oczach, w którą ostatnio zaczynał powątpiewać. Do starości było mu w prawdzie daleko, ale mimo to czuł, że nadchodzi pierwsza fala kryzysu wieku średniego i trzeba jej przeciwdziałać. Niestety, czy to wierzył w jakiś fatalizm, czy był przesiąknięty konsumpcjonizmem i materializmem, a może to po prostu przez tą swoją zwykłą przeciętność, ale jedynym środkiem jaki według niego mógł go wyciągnąć poza strefę powszechności były pieniądze. Dlatego, gdy pojawiła się okazja by się dofinansować, bez chwili zastanowienia postanowił ją wykorzystać. Łapówka w postaci 25 tysięcy euro, którą przyjął, może i nie stanowi kwoty, która znacząco zmienia życie, ale czasami może się zdarzyć, że wywróci je do góry nogami.
       Wbrew pozorom, Robert nie był w żaden sposób upośledzony moralnie, właściwie to wręcz przeciwnie. Owszem nabył pieniądze w nielegalny sposób, owszem schował je gdzieś głęboko w szafie i owszem nie powiedział o tym nawet żonie. Ale sumienie nie dawało mu spokoju i pomimo tego, że snuł bujne wizje na temat rzeczy, które sobie kupi, to jego samoocena zamiast piąć się w górę, poleciała kilka stopni w dół. Nie taki był plan. Nie trwało to jednak długo. Kilka dni po przyjęciu łapówki nadszedł, nazwijmy to, rozstrzygający dzień.
       Była to sobota, dobry dzień na niecodzienne wydarzenia. Na przykład na zmiany. Poza tym, był to również dzień ojca. Ale po tym jak Robert przyjął standardowe życzenia od swojego nastoletniego syna i po tym jak sam przedzwonił do swojego ojca, dzień ojca stał się już po prostu sobotą. Zwykłą, typową sobotą, a przynajmniej tak się wydawało. Nie można bowiem mówić hop zanim się nie przeskoczy.
- Seweryn! – Robert zakładając buty, zawołał syna z sieni.
- Noo? – odpowiedział mu głos zza uchylonych drzwi pokoju.
- Wychodzę do sklepu. Mama jest u fryzjera, więc zostajecie sami. Uważaj na małą. – odrzekł i wyszedł.
       Seweryn nie bardzo wiedział po co ma uważać na swoją młodszą siostrę. Iza za kilka miesięcy miała rozpocząć edukację w szkole podstawowej, była zatem w stanie sama się sobą zaopiekować. Oczywiście nie miał nic przeciwko, żeby się z nią pobawić, ale z drugiej strony nie miał też nic przeciwko grom komputerowym. A szczególnie przeciwko tej w którą właśnie grał z zaangażowaniem podobnym to tego, z jakim Gargamel próbował odnaleźć wioskę smerfów. To były idealne warunki do działania dla małej Izki, która do tej pory udawała, że śpi. Gdy jednak tylko zamknęły się drzwi za ojcem, dziewczynka szybko się zerwała z łóżka i przystąpiła do realizacji swojego planu-niespodzianki.
       Robert wrócił ze sklepu jakąś godzinę później. Ledwie zdążył przekroczyć próg mieszkania, gdy jego córka przybiegła go przywitać, obdarowując go deszczem serduszek wyciętych z papieru i składając życzenia dla „najlepszego tatusia”. Robert już chciał ją wziąć na ręce, gdy nagle dostrzegł, z jakiego rodzaju papieru są wycięte owe serduszka. W jednej chwili poczuł zimny pot na plecach, jego źrenice przybrały rozmiar spodków, a serce zaczęło walić jak młot pneumatyczny. Nogi się pod nim ugięły, więc chowając twarz w dłoniach usiadł na komodzie.
- Nie mogłam znaleźć kolorowego papieru, więc użyłam tego z twojej szafki – mała Iza nie bardzo rozumiejąc reakcję ojca próbowała nawiązać jakąś komunikację  – Czy… jesteś zły tato? – dodała po tym jak powoli zaczynała podejrzewać, że coś poszło nie tak jak powinno.
Nie. Robert nie był zły. Robert był wstrząśnięty. Robert był przerażony.
-To był drogi papier – odpowiedział oddychając ciężko – bardzo drogi papier…
       Nie mógł uwierzyć w to co się stało. To było po prostu zbyt absurdalne, niedorzeczne. To nie miało prawa się wydarzyć! Jego pieniądze, jego plany, jego marzenia… wszystko w jednej chwili przestało istnieć. Już to wszystko miał i nagle los mu je wyrwał z zaciśniętej kurczowo pięści. Obraz porozrzucanych w przedpokoju szczątków po banknotach omal nie przyprawił go o zawał serca. Żeby wyjść z tej sytuacji ze zdrowymi zmysłami jego umysł zaktywował wszystkie mechanizmy obronne jego psychiki.  Robert w duchu zaczął przekonywać sam siebie, że pieniądze nie są ważne w życiu, że są inne dużo lepsze sposoby wyróżnienia się ze społeczeństwa niż epatowanie bogactwem. Powoli zaczynał wręcz wierzyć, że dobrze się stało. Z każdą chwilą czuł się coraz lżej, coraz lepiej, coraz szczęśliwiej. Szok, którego doznał, był na tyle silny, że zainicjował zmiany w jego osobowości. Ocknął się w końcu z letargu i mocno przytulił swoją córeczkę.
-Dziękuję – wyszeptał – to najpiękniejszy prezent jaki mogłaś mi dać.
       Od tego dnia naprawdę dużo się zmieniło. Robert poświęcił się innym wartościom niż te które można wycenić w jakiejkolwiek walucie. Przestał marzyć o majętnościach, luksusach i wysokim statusie. Przede wszystkim skupił się na rodzinie i  bliskich, ale również i na obcych. Z każdy dniem jego relacje z ludźmi stawały się coraz lepsze, aż w końcu Robert stał się powszechnie znany i lubiany. I niespodziewanie odkrył, że nic więcej do szczęścia nie jest mu potrzebne.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...