środa, 15 września 2010

Przełom w dziedzinie nauczania.

Drodzy Studenci
Życie opiera się na podejmowaniu decyzji. Niestety, jak wskazują badania, większość naszych wyborów okazuje się nietrafna bądź chybiona. Bądź nietrafna i chybiona zarazem. Czasami nawet błędna. Czas z tym skończyć! Ile razy pluliście sobie w brodę, ponieważ postanowiliście zostać na rujnująco nudnym wykładzie? Ale nieważne. To już przeszłość, bo pojawiło się nowe narzędzie, które pozwoli uniknąć wam tych bolesnych pomyłek. Przed wami WOSPW2010! (wzór na obliczanie szansy przeżycia wykładu)
 Gdzie:
S - szansa na przeżycie wykładu
C- ciekawość wykładu, przyjmuje wartości (0;1>
T- współczynnik zmęczenia, wartości (1;10>
P- atrakcyjność pobliskiego towarzystwa, wartości (0;1>
a - wartość alternatywnych sposobów spędzania czasu w danym momencie, wartości (0,1;1>
Skala wyników:
- 0-5% - Nie idź. Jeżeli pójdziesz to odwróci się od Ciebie własny znak zodiaku, a okoliczne koty zaczną Ci sikać pod drzwi. W dodatku rozniesie się wieść gminna, że jesteś looserem i skończysz na rynsztoku (ale koty i tak o Tobie nie zapomną).
 - 5-10% - Na wykładzie będzie niemiłosiernie przykro. Powstaną trwałe zmiany w Twojej psychice, jeżeli zdecydujesz się tam pozostać na dłużej. Zaczniesz słuchać Feel`a i wpierdalać BoboFruta. Zgrupowanie "Chytra Hydra Chyżo Hasa" rekomenduje, a w skrajnych przypadkach nawet refunduje, ewakuację.
- 10-25% - Ciężko orzec co czynić należy. Zaprawdę niech o Twym losie zadecyduje monetą podrzucenie. Jeżeli mości moneta na skraju kanta pozostać zechce, znak to niezaprzeczalny, że wykład będzie udany. A jeżeli w locie swoim bohaterskim nominał się jej zmieni, to sam Bóg do Ciebie przemówić zechciał więc racz mu godnie zadośćuczynić (pewnym faktem jest, żeś grzecham perfidnym musiał duszę swą splamić, więc pokuta w myśl ekwiwalentności równie wstrząsająca być musi, a wykład jest karą najwyższą).
 - 25-40% - To niegłupi pomysł. Kto wie, może dzięki temu wykładowi stworzysz coś ciekawego, może coś Cię natchnie. Może będziesz dobrze się bawił, kto wie. Może będą lądować kosmici na wydziale, może znajdziesz czek na 100tys zł, naprawdę może jakoś to będzie.
 - 40-60% - Tak, idź czym prędzej na aulę, zajmij sobie jak najlepszą miejscówkę i zacieraj ręce. Zdecydowanie, nie masz nic lepszego do roboty niż spędzić najbliższe 1,5h słuchając orędzia profesora na tematy, o których i tak nie masz zielonego pojęcia.
 - 60-85% - No chyba se jaja robisz. Albo nie jesteś studentem. Takie rzeczy to tylko w Erze.
 - 85-100% - Żal na 100%...

PS. Pozdrawiam cztery wspaniałe istoty, które przeniosły epicentrum szczęścia nieco w stronę Francji.

czwartek, 9 września 2010

Sztuka na patyku.

   Poszukuję kogoś z kim mógłbym pomilczeć. I nie chodzi mi bynajmniej o kredens, pluszowego misia czy szczuroskoczka. Bo mi chodzi o to, żeby pomilczeć z sensem. Co to znaczy pomilczeć z sensem? Nie mam zielonego pojęcia, powiedziałem to tak po prostu, żeby głęboko zabrzmiało.
   Bo widzicie, to tak jak z dzisiejszą sztuką. Mówiąc dzisiejsza sztuka mam na myśli setki lat wstecz, ale wydaje mi się, że to zjawisko dużo bardziej się nasiliło ostatnio. I co ważniejsze przybiera coraz bardziej absurdalne formy. Spójrzmy tylko na te wyrafinowane "środki artystycznego wyrazu". Mam wrażenie, że dzisiaj dewiza niektórych artystów wygląda mniej więcej tak: Ustawię w szyku popierdolono-przestawnym kilka zbitek, na pozór nie powiązanych słów. Napiszę trzy przecinki pod rząd, liczy się oryginalność. O a tu sobie myślnik między litery wstawię. Tam do licha, pójdę na całość, postawię kropkę w niekonwencjonalnym miejscu, na przykład w samym centrum zdania! To dopiero będzie awangarda. Ba, rewolucja! Oczywiście nie to, żeby to był mój kaprys. To taka alegoria, ale o co chodzi? Ja nie mam pomysłu, ale czytelnik na pewno coś wymyśli. A jak nie to mu krytyk pomoże. Oooo albo będę wyrazy kończył wielką literą. To będzie taka metafora, że nieważne jak zaczynasz, ważne jak kończysz. I tak oto powstał "wiersz":
"Mizeriada"
"Mrok?...?             Myśli nie-widzę
     A...                     .?
   Przędze moje.go losu zawodząc
One,,, one dalej dalej
                                   Los mój
W ukła-dach boleści dziergają
BCD... I stało się-że się nie stało.
Pieczeń wystygła
            Marzenie skończone.
E... Tylko w śmietanie, ciągle,
ogórek osamotniony pływa
i czeka, i czeka
aż zgnije
FGHIJKLMNOPRS...T....W...............X.................Y...................."
   Nie pytajcie co trzeba brać, żeby coś takiego napisać, ale heroina przy tym jest równie nieszkodliwa co kakao. Ktoś się pokusi o interpretację?
 A teraz powciągajmy trochę farby.
Na pierwszy rzut oka obrazek wydaje się być łagodny i spokojny, co podkreślają delikatne, pastelowe kolory. Przyjrzyjmy się jednak bliżej. Wydaje się, że autor wykonywał ruchy pędzlem w pośpiechu, jakby dręczył go jakiś niepokój. Ten efekt potęguje ciemna, rozlana figura, która przyciąga uwagę nie tylko swoim kształtem, ale również przygnębiającą, atramentową czernią. Wyglądem przypomina jakąś zjawę, postać z horrorów. Jest ucieleśnieniem zła, które sięga do serca człowieka, które symbolizuje czerwone koło, niczym rubinowe oko. Nad nimi unosi się jaskrawy trójkąt, będący źródłem światła. Może on zarówno symbolizować jakąś siłę wyższą, Boga, a może również nasze sumienie albo moralność. W każdym razie jest to siła, która ma nas obronić przed złem. Jak widzimy okazuje się ona niewystarczająca, bo rubinowym oku pojawia się skaza. Czy to znaczy, że jesteśmy bezbronni wobec ciemnej strony? Czy powinniśmy wymagać większego wsparcia od otoczenia czy od własnego systemu wartości? Może znaku od Boga?
   A może by tak po prostu powiększyć trójkąt? Taki obrazek mógłby powstać po tym jak kawa się wylała na okładkę podręcznika od matematyki dla pierwszoklasistów. A może również przedstawiać człowieka, który gra w kręgle przy świetle trójkątnej jarzeniówki.
   I w taki właśnie karykaturalny sposób postrzegam dzisiejszą sztukę.
   PS. O tak, nie lubię krytyków. Bo wygląda na to, że krytyk nie jest po to, żeby ocenić obraz. To obraz jest po to, żeby krytyk miał co oceniać, żeby mógł wykazać się jako znawca tematu, żeby mógł dowieść swoich uduchowionych kompetencji.

niedziela, 5 września 2010

Życie w szklanym pudełku.

   Rozumiem ludzi, którzy kolekcjonują pudełka po Tic Tacach. Rozumiem ludzi, którzy przebierają się za pokemony i latają po mieście. Rozumiem ludzi, którzy karmią swoje psy sushi albo pizzą. Rozumiem ludzi, którzy nie rozumieją, a nawet tych którzy nie rozumieją, że nie rozumieją. Rozumiem również ludzi, którzy nie lubią orzechów laskowych, chociaż nie przychodzi mi to łatwo. Naprawdę bardzo staram się być wyrozumiały, w końcu każdy ma swoje powody.
   Ale jednak nie rozumiem ludzi, którzy... oglądają telenowele. Czy ktoś może mnie oświecić, jak to się dzieje, że ta nędzna atrapa, imitacja, podróbka życia codziennie sciąga tyle osób na wygodną sofę przed telewizorem? Czy nasze życie jest tak jałowe i nudne, że musimy oglądać jak plastikowe postaci polewają grzanki keczapem, podają karmę swojemu chomikowi i udają się z nachmurzoną twarzą w kierunku drzwi? Bo rozumiem, gdyby robili przy tym jakieś akrobacje, żeby było efektownie. Albo gdyby przy okazji udzielali wskazówek lub pomysłów na dorobienie się małej fortunki. Mogłby się też pojawić jakieś emocjonujące wyścigi samochodowe, albo przepis na udane życie(nawet nie próbujcie mi mówić, że z opery mydlanej można się dużo nauczyć). W takiej sytuacji to ja już wolę pozmywać naczynia, albo nawet pójść na koncert jazzowy niż siedzieć i patrzeć na ten lichy spektakl połamanych kukiełek.
   Oczywiście, to nie znaczy, że uważam, że tacy ludzie źle robią. Każdy ma prawo robić co chce i nie mi to oceniać. Ja tylko po prostu tego nie pojmuję. Mam nadzieję, że nikogo nie uraziłem.

piątek, 3 września 2010

Ciemno tu jakoś.

   Hola hola. Coś mi tu nie gra. Jestem kompletnie przekonany, że ostatniego posta napisałem najdalej wczoraj. Więc dzisiaj na chłopski rozum powinien być 12 sierpnia. A więc jakim cudem, na przeklęty lewy przycisk myszy, stało się że dziś jest 3 września?!(przepraszam za to siarczyste przekleństwo) Najwyraźniej wpadłem w jakąś dziurę czasoprzestrzenną, w Polsce wszystko jest możliwe. Nawet czas ma swoje fochy.
   Szkoda, że nikt nie sprzedaje czasu w puszce.  Jestem pewien, że byłby to mój ulubiony przysmak. Podobno kremy Q10 potrafią zatrzymać czas, ale słyszałem, że są niesmaczne i ciężkostrawne. W takim razie teoria względności, która zakłada, że przy prędkości świetlnej czas stoi w miejscu, jest moją ostatnią nadzieją.
   W związku z tym jednak, że poruszanie się z prędkością światła nie jest wcale takie łatwe jak się wydaje, myślę że należałoby się zastanowić nad jakością czasu. I skupić nad tym, żeby wykorzystać go w jak najlepszy sposób. Tylko co to znaczy najlepszy sposób? Czerpać z rozkoszy życia pełną garścią, czy może skupić się na rozwoju, a może ustanowić sobie jakąś misję i ją spełniać? Eh nie wiem. Wiem natomiast, że zmarnowałem kolejne wakacje.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...