sobota, 18 czerwca 2011

Nieuchwytny

   Zbliżała się północ, więc czym prędzej sięgnąłem po kurtkę uszytą z jakiś podwójnie nieprzemakalnych molekuł i opuściłem moje inteligentne mieszkanie, w języku potocznym zwane kompaktem. Na zewnątrz lało jak z cebra, ale mi to akurat bardzo odpowiadało. Chaotycznie padające ogromne krople deszczu rozczepiały światło miejskich neonów, tworząc w ten sposób coś na wzór kolorowej mgły. Dzięki temu całe miasto nabrało impresjonistycznego wdzięku. Wyglądało jakby zostało namalowane długimi, bardzo nieprecyzyjnymi pociągnięciami stanowczo zbyt grubego pędzla. Takie coś można zobaczyć bardzo rzadko. Bo to nie był normalny deszcz. Normalny deszcz kapie rytmicznie, z natężeniem 4 kropli na centymetr kwadratowy w ciągu minuty. Jak nic znowu nawalił komputerowy system sterowania pogodą. Wydawałoby się, że w trakcie takiej nawałnicy ulice miasta będą opustoszałe. Ale jednak, tu i tam widać było poruszające się z donośnym chlapaniem postaci. Postaci takie jak ja sam, mające nadzieję, że zasłona mroku i deszczu zapewni im anonimowość. Rozejrzałem się, żeby stwierdzić czy nikt mnie nie śledzi, a gdy się zorientowałem, że i tak nikogo nie zobaczę, ruszyłem na miejsce w którym miałem spotkać się z agentem największej firmy zajmującej się poszukiwaniem i odzyskiwaniem wszystkiego.
   Agent już czekał. Z daleka bez trudu rozpoznałem w nim dość już archaicznego humanoidalnego androida. Te charakterystyczne fosforowo świecące oczy, ręce zginające się w 7 miejscach i wystająca antenka z głowy. Kiedyś były modne. Ale kiedyś to nawet samochody były modne. Mój potencjalny przyszły rozmówca wybrał sobie miejscówkę na rogu pod jakimś starym budynkiem, którego dach nie miał zainstalowanych systemów absorpcji wody i innych płynów.  Był to ewidentnie zabytkowy budynek, dlatego nie zdziwiłem się, że android akurat tam stanął. Pasowali do siebie. Ale nie, to nie o to chodziło. Dopiero jak podszedłem bliżej, zauważyłem, że stanął tam tylko dlatego, że z pękniętej rynny leci mu na głowę kaskada wody. To w końcu zupełnie normalne. Te modele nawet jak były młode i nowe to przegrzewały się po włączeniu funkcji swobodnego myślenia. Dlatego jeżeli chciały się zamyślić musiały się udać do zbudowanych ku temu chłodziarni. Ehh chłodziarnie dla androidów, stare dobre czasy…  Już ich nie było, bo nowe modele trzymały w miarę normalną temperaturę, a przynajmniej nie miały tendencji do stapiania się. Jednak stare androidy, jak ten w stronę którego właśnie zmierzałem, widać ciągle istniały i musiały radzić sobie na inne sposoby. Cieknąca rynna to jeden z nich.
   Oczywiście nie miałem pewności czy android jest tym na kogo stara się wyglądać. Problem w mieście polegał na tym, że informacja na temat tego czego poszukują jego mieszkańcy jest bardzo drogocenna dla Tych, którzy tym miastem rządzą. Dlatego podstawiają oni fałszywych przedstawicieli firm poszukująco-odzyskujących. W prawdzie na lewym ramieniu agenta dojrzałem maślaną czcionką wygrawerowany charakterystyczny dla firmy napis „OverFider Serch&Rescue All Da Stuff Corp. SA” oraz kiczowate motto „Znajdziemy nawet cień na słońcu”, ale przecież to bardzo łatwo podrobić. Zatem, żeby uniknąć przykrej niespodzianki, przed spotkaniem z agentem indywidualnie ustaliłem hasło rozpoznawcze. Przecież nie mogłem tak po prostu podejść i przedstawić sprawy. W ogólnym skrócie wyglądało to tak. Przeszedłem koło niego kapitalnie udając obojętność, gdy nagle zatrzymałem się i krzyknąłem „szalony jesteeem” z mocnym, zaciągniętym akcentem na ostatnią samogłoskę, przeciągając ją na tyle, żebym zdążył wykonać podwójnego moonwalka w bok po skosie, ze stałym odchyleniem 53 stopni, tak aby wykreślić figurę, której pole można wyliczyć całką, którą wcześniej uzgodniliśmy. Na ten widok android wyjął z sakwy 3 i pół placka i zaczął nimi żonglować. W locie zjadł połowę placka, resztę schował z powrotem i powiedział, że na kaca najlepsza jest zjonizowana mandarynka morska. A więc wszystko zostało przeprowadzone jak zostało przewidziane w umowie. Dopiero teraz miałem pewność, że przedstawiciel jest prawdziwy. Gestem pokazałem mu, żeby poszedł za mną, gdzieś gdzie jest więcej cienia. Odezwałem się dopiero w bezpiecznym miejscu.
-Siema - przywitałem go po starożytnemu
-Yo  - odpowiedział po średniowiecznemu
-Ostatni Miesiąc zwiał. Podobno był widziany jak ucieka na rakietowych wrotkach w stronę przeszłej osi czaso-przestrzeni. - Walnąłem prosto z mostu. Krótka piłka i tyle.
-To prrrawda- odpowiedział lakonicznie z dużo dawką lapidarności. Nie można powiedzieć, żeby mój rozmówca był przesadnie wygadany.
-No więc, chciałbym żeby wrócił.- powiedziałem po tym, jak zorientowałem się, że android nie zamierza już nic więcej dodać. Próbowałem zachować pewny siebie głos, jednak przy ostatnim wyrazie znacząco się załamał. Po głębokim oddechu wziąłem się w garść i kontynuowałem - Muszę z nim pogadać. Natychmiast!
-To niemożliwe, sirrr. Nie jesteśmy w stanie schwytać Czasu pod żadną postacią, sirrrr. Myślałem, ze pan to wie.
   Android zapewne starał się wypowiedzieć to beznamiętnym, monotonnym, urzędowym tonem. Ale starość nie radość. Połowa jego obwodów musiała być już dawno przepalona, a druga połowa zapewne była porozrzucana gdzieś po mieście. W związku z tym jego głos oscylował od grubego basu do wysokiego, tłuczącego szkło falsetu. W dodatku wymawiał potrójne „r”, które brzmiało jak mityczny, krztuszący się agregat prądotwórczy. Podejrzewałem, że gdyby miał powiedzieć np. „Zorro” to by się zwyczajnie zawiesił, więc na wszelki wypadek postanowiłem nie poruszać tematu herosów epok zmierzchłych.
-Jak to niemożliwe? A co z odkurzaczem kwarków czasu? - zapytałem ostro i żeby dopełnić perswazyjnego efektu zrobiłem moją ulubioną surową minę oraz rzuciłem mu takie spojrzenie, jakie rzucam ludziom, którzy zajęli moje ulubione miejsce w moim ulubionym pubie.
-Słucham? - android zachował doskonale kamienną twarz. Co jak co, ale algorytmy mające na celu niezdradzanie emocji mimiką twarzy zostały opracowane jeszcze na długo przed stworzeniem sztucznej inteligencji i były udoskonalane przez cały czas. Były priorytetem. Były niezawodne.
-Przecież wiem, że macie już działające prototypy - Moja mina jeszcze bardziej stężała.
-No… tak, ale Odkurzacz Kwarrrków Czasu to tylko nazwa, którą zaprrroponowali marrrketingowcy. Tak naprrrawdę jest to rrrewolucyjna sokowirrrówka o futurrrystycznym wyglądzie, którrra mamy nadzieję powinna namieszać trrrrochę na rrrynku soków. - wyrzucił z siebie, a brzmiało to jak rozpadający się radiowóz jadący na sygnale. Już chciałem na niego wrzasnąć, albo kliknąć go w ten zapyziały przycisk reset, za to że mnie uraczył taką głupią wymówką, gdy nagle przypomniał mi się wygląd owego odkurzacza. Tak, faktycznie, miał coś w sobie co zdradzało jego przynależność do rodziny robotów kuchennych.
- Czyli bierzecie się za nową branżę? - chciałem się upewnić.
- Tak. Stąpamy po cienkim lodzie, sirrr. W wyniku podstępnej działalności konkurrrencji spadła nasza wiarrrygodność. Ludzie myślą, że sprzedajemy inforrrmacje o klientach i już mało kto korzysta z naszych usług. Dlatego rrratujemy się wchodząc na rrrynek soków. Nie wiem, skąd posiada pan informacje o OrKaCz`u®, ale prrrosimy o dochowanie tajemnicy.
-No dobra… ale co ja mam zrobić?! Naprawdę Ostatni Miesiąc jest mi wciąż bardzo potrzebny…
   Czułem się jak zbity kundel, któremu ktoś właśnie wyrwał kiełbasę z pyska. Moja tkanka nadziei rozpadła się w drobne czątki i wyleciała uszami.
- A umie pan jeździć na rrrakietowych wrrrotkach? - zaterkotał agent. Przy wyrazie wrotki wyglądał jakby dostał drgawek.
- Nie, nawet na neutronowym rowerze nie umiem… Poza tym gdzie ja dziś dostanę rakietowe wrotki?
- No tak, rrracja. Zostały zdelegalizowane przecież. No to w takim rrrazie mógłby pan sprrróbować przenieść się do innego wymiarrru, gdzie wirrry czasowo-przestrzenne są równie rrrozpowszechnione jak zorza polarrrna.
   Ehe, inny wymiar… Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że do innego wymiaru można się wydostać tylko trumną przez grób. Jako, że trumny były niewygodne i nie odbierała w nich telewizja puszczająca HTF, popukałem się sugestywnie w głowę.
- Dzięki wielkie. Dobrze mi tutaj - powiedziałem.
- W takim rrrrazie obawiam się, że musi pan z tym jakoś żyć. Czy to wszystko? - w jego głosie nie zabrzmiała nawet mała nutka empatii. To były zwykłe słowa skute lodem. Durny android, niezdolny do współczucia. Znowu miałem ochotę kliknąć go w reset. Ale pokiwałem tylko głową w rytm „tak”.
- Zatem żegnam i życzę dobrrrrej nocy - powiedział, obrócił się i ruszył przed siebie. Jednak zatrzymał się ze chrzęstem w połowie kroku i zwrócił się do mnie jeszcze raz.
- Szkoda mi pana, dlatego w tajemnicy coś panu powiem. Wiele osób zwrrracało się do nas z prrrośbą złapania Ostatniego Miesiąca. Dlatego potajemnie sprrróbowaliśmy obławy. Zabarrrykadowaliśmy wszystkie wyjścia z miasta. Niestety nie zdołaliśmy nawet pojmać Ostatniego Dnia, Ostatniej Godziny czy nawet Ostatniej Sekundy. Także niech pan wie, że nie jest pan sam. Dobrrranoc. - skłonił się uprzejmie i tym razem poszedł już na dobre.W miejscu gdzie stał zostało tylko kilkanaście zardzewiałych śrubek.
- Dobranoc - mruknąłem pod nosem.
   Fajnie, nie jestem sam. Od razu mi lepiej, nie ma co. Byłem kompletnie wyzuty z emocji, gdy nagle wpadł mi pewien pomysł do głowy. Jeżeli nie mogę dogonić Ostatniego Miesiąca to może uda mi się sklonować Przyszły Miesiąc? Tak, to jest to! W jednym momencie odzyskałem nadzieję i pobiegłem z wigorem do domu obmyślać nowy plan.

   Ok, minął kolejny miesiąc mego żywota, jak sądzę mocno marnotrawny. I choć był lepszy niż poprzednie to wciąż tak daleko mu do moich złotych czasów. Tęsknie za nimi co tu dużo mówić. Zorientowanie na przeszłość ma drastycznie mało sympatyczny wpływ na życie. Ale to nie ja je wybrałem. To ono wybrało mnie.

5 komentarzy:

  1. Gdyby sfilmować ten tekst, to byłaby mistrzowska miniatura filmowa. Oczywiście przy założeniu, że reżyser równałby się z tobą geniuszem.
    Sparodiowałeś Blade Runnera ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe, mocne słowa. Dziękuje Magdo, bardzo mi miło :)
    Prawdę mówiąc nie oglądałem Blade Runnera, nie mam nawet pojęcia co to jest, ale skoro już to sparodiowałem to może kiedyś się pokuszę, żeby zaznajomić się z tym filmem ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No co ty!!;) Łowcy androidów nie widziałeś. Toć to klasyka gatunku.

    Muzyka....mmmmm...
    Już słyszałam ale nie znałam wykonawcy. Zobaczyłam po raz pierwszy i co tu dużo pisać...

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem pewien,ze tego tekstu nie dałoby się sfilmować!No chyba,że uczyniłby to sam Rotek. W innym wypadku na pewno nie udałoby się uchwycić tego klimatu!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję :)
    Prawdę mówiąc sam nie mam pojęcia jakby to zekranizować. W końcu to miał być tylko metaforyczny obraz tego, że przebimbałem kolejny miesiąc ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...