wtorek, 24 maja 2011

Ups

   Opowiadanie. Typ: Harlekin; kategoria: gniot. Dla tych, którzy dotrwają do końca tekstu przewidziana jest nagroda w postaci kruchej krówki. Dla tych którzy dotrwają do końca tekstu i nie zbesztają mnie później w komentarzach czeka krówka ciągutka gratis.

   Lidia głównie stała i patrzyła się tępo przed siebie, przyglądając się pustym wzrokiem zebranym w galerii tłumom. Czasami jednak przypominała sobie gdzie się znajduje i starała się udawać zainteresowanie obrazami, które bogato zdobiły ściany. Była to winna autorce, w końcu to jej dobra przyjaciółka. Lawirowała wtedy między ludźmi i po raz setny rzucała znudzonym okiem na kolorowe dzieła. Niektóre były wycenione na kilkanaście tysięcy złotych, a mimo to zawsze znajdował się ktoś chętny, żeby je nabyć. Lidia zazdrościła przyjaciółce talentu. Zazdrościła jej również sukcesu, męża, domu, ogrodu, psa… właściwie wszystkiego, oprócz urody. Bo urody nie musiała zazdrościć chyba żadnej kobiecie, która pojawiła się na tym bankiecie, mimo że sala wypełniona była wieloma pięknościami. Swoim wyglądem lśniła tutaj jak prawdziwy brylant wśród plastikowych koralików.
Dlatego co i rusz jakiś śmiały jegomość próbował zająć jej uwagę nic nie znaczącą pogawędką. Jednak zapał amantów szybko krzepł w starciu z zimną postawą Lidii. Naturalnie na ogół Lidia od towarzystwa mężczyzn nie stroniła. Ale ostatnie dni od ogółu bardzo odbiegają, bo dopiero co rozpadł się jej związek. Fakt, że jak każdy inny tak i ten był krótkotrwały i dość luźny. Ale mimo to,  tym razem rozstanie przeżyła dość boleśnie. „Chyba się starzeję” powtarzała sobie bez przerwy, próbując wytłumaczyć swoją nazbyt emocjonalną reakcję na utratę partnera. Ulgi to raczej nie przynosiło, więc tak czy inaczej tej nocy źle spała, jak i zresztą poprzedniej i  jeszcze poprzedniej. Na szczęście solida warstwa makijażu rewelacyjnie kamuflowała ślady zmęczenia na twarzy. Szkoda tylko, że nie maskowała śladów zmęczenia na duszy. Dlatego teraz jedynym jej pragnieniem było, żeby znaleźć się w swoim mieszkanku i zdrowo się upić. Rzecz jasna tu i ówdzie kręciły się tace z kieliszkami pełnymi szampana, więc swój plan mogłaby zrealizować na miejscu. Jednak ona głupia przyjechała samochodem, dlatego jedynie poprzestała na rzucaniu tęsknych spojrzeń w ich kierunku.
   Wnet sytuacja się odmieniła, bo zobaczyła go. Średniego wzrostu blondyn ubrany w zwykłą koszulę i sztruksy zupełnie nie pasował do tutejszej ekskluzywnej śmietanki towarzyskiej. A jednak na jego widok przyspieszył jej puls. Był przystojny to fakt, ale dookoła niej było wielu przystojnych mężczyzn, a mimo to patrzyła na nich beznamiętnie. Przyczyną, przez którą Lidia omal nie zakrztusiła się popijaną wodą były jego oczy. Czegoś takiego w życiu nie widziała.  Wielkie, idealnie błękitne, lśniące i pogodne. Jak Ocean Spokojny. Miała ochotę się w tych oczach najzwyczajniej utopić. Jej niespodziewany obiekt adoracji zdaje się dopiero co przybył, bo czym prędzej udał się do malarki, przywitał się, wręczył jej elegancko zapakowany prezent i wdał się z artystką w krótką rozmowę.  Lidia śledziła każdy jego ruch, bojąc się mrugnąć powieką, jakby się obawiała, że może przez to stracić go z oczu. Obserwowała jak błąka się pomiędzy grupkami ludźmi i bez żadnego skrępowania rozpoczyna rozmowę. Z niecierpliwością czekała, aż podejdzie w końcu do niej. Bo przecież na pewno podejdzie! Przecież ona ma to coś. A właściwie dużo tego czegoś i zupełnie nie waha się tego eksponować. Ale nie przychodził. Czuła jak wzrasta w niej frustracja. Może powinna przełknąć dumę i sama wziąć sprawy w swoje ręce? Zamyśliła się wlepiając wzrok w ciastko, które trzymała w dłoni.
-Takim spojrzeniem rzuciłabyś każdego faceta na kolana. Dobrze, że to tylko ciastko - jakiś melodyjny przywrócił ją do świata przytomnych. Podniosła wzrok i ujrzała… wszechogarniający błękit letniego nieba.  Momentalnie zalała ją fala gorąca. Była na siebie zła, że dała się złapać w takiej sytuacji. Pewnie teraz pomyśli, że ona się wdzięczy do ciastka, jak jakaś czekoladoholiczka…  Tymczasem ona słodyczy nie jada, bo do zdrowego odżywiania przykłada dużą wagę, ale co począć skoro jej gustów kulinarnych organizatorzy bankietu nie uwzględnili. Swoje zmieszanie pokryła uśmiechem. Najpiękniejszym na jaki tylko było ją stać i to wcale się nie wysilając.
-Lidia- przedstawiła się, wyciągając rękę do blondyna
-Mateusz- ku wielkiemu zaskoczeniu Lidii, mężczyzna zamiast pocałować ją w dłoń, po prostu chwycił jej rękę i potrząsnął. W normalnej sytuacji takiego afrontu by nie przepuściła. Ale sytuacja była nadzwyczajna.
-Wnioskując, ze sposobu w jaki mierzyłaś to ciastko, zakładam że też jesteś artystką? - uśmiechnął się serdecznie, bez ironii wbrew jej podejrzeniom - A mimo to raczej nie wykazujesz zainteresowania tutejszą sztuką. Trudno cię przeoczyć.
„No to czemu nie podszedłeś wcześniej do cholery?” przeszło przez myśl Lidii. Gala miała się już ku końcowi, goście powoli się rozchodzili, więc wydawało jej się słuszne mieć pretensje o zwłokę.
-Studiowałam na ASP z Marią i trochę się zżyłyśmy. - pohamowała mimo wszystko rozgoryczenie - Nie chciałam jej zawieść to przyszłam. Ale sztuką przestałam się interesować już dawno temu - „po tym jak wywalili mnie z akademii” chciała dodać, ale ostatecznie doszła do wniosku, że to mało istotne - Ty też nie bardzo wydajesz się być zaangażowany w podziwianie barwnych płócien.
-Fakt, nie przepadam za impresjonizmem. Przyszedłem tylko w zastępstwie żony, bo ugrzęzła na zebraniu w pracy.
Żonaty… Taka wiadomość zadziałałaby na normalną kobietę jak kubeł zimnej wody. Ale nie na Lidię. Dla niej to była tylko mała przeszkoda, którą łatwo da się obejść. Bo Lidia w tej kwestii nigdy nie traciła wiary w siebie.
- A można zapytać jak się pańska żona poznała z Marią? - zadawała pierwsze lepsze pytania jakie przychodziły jej do głowy.
-Eee, doszło do małej konfrontacji w przedszkolu między naszymi dziećmi z użyciem argumentów kalibru „pięść” o to czyja mama jest „najlepsiejsza” - odpowiedział z pewnym zakłopotaniem - No i jak się okazało, obie mamy są fajne i się jakoś tak zaprzyjaźniły.
Lidia uśmiechnęła się odsłaniając swoje perfekcyjne uzębienie. „Fajne są? Człowieku, jedno twoje słowo i zobaczysz co to znaczy ‘zajebista’.” - skomentowała Lidia w myślach. Owszem, Lidia nieustannie była pewna siebie. Poza tym była już nieźle nakręcona.
- Mam nadzieję, że nie biją się o to, która ma fajniejszego syna? - zapytała zadziornie.
- Nie. Co więcej, nie biją się nawet o to, która ma fajniejszego męża. Bo obydwie zgadzają się co do tego, że ja jestem fajniejszy. - uśmiechnął się do niej i puścił oczko.
„Nie wątpię, nie wątpię!” - myśli Lidii niemalże krzyczały. Źrenice miała już nienaturalnie powiększone. Ale jak wiadomo to tylko dodaje seksapilu.
- Oczywiście, żartowałem - dodał Mateusz przybierając udawaną poważną minę. Ale jego oczy pozostały roześmiane.
- A gdzie pracuje żona, jeśli można spytać? - sypnęła następne pytanie, po czym zdała sobie sprawę, że zaczyna wykazywać trochę niezdrowe zainteresowanie jego małżonką.
- Heh, od razu z takimi dziwnymi pytaniami nacierasz, nie zapytasz pierw jaki jest mój ulubiony kolor, albo ile kaw wypijam dziennie? - odpowiedział z kiepsko udawanym żalem - W banku pracuje moja żona, pieniążkami się bawi - zakończył z naturalnym uśmiechem, który zdawał się go nigdy nie opuszczać.
- W banku? - twarz Lidii wykrzywił grymas niechęci - Boże jak ja nienawidzę bankowców. Świat byłby bez nich dużo lepszy. - wyrzuciła z siebie jednym tchem. Jeden z jej byłych był dyrektorem oddziału pewnego banku. Szuja taka, co się nadawała tylko, żeby w kiblu spuścić. Do tego z oczywistych powodów czuła niechęć do żony rozmówcy. Z tym, że niekoniecznie chciała wypowiedzieć te słowa na głos. Ale w locie ich już niestety, nie można złapać. Jak można tak chlapnąć ozorem przed wymarzonym facetem? Lidia z przerażeniem wyczekiwała reakcji Mateusza.
- Ja tam w sumie bardzo lubię moją żonę - odparł zupełnie niezrażony.
- Przepraszam, wcale tak nie myślę… - zaczęła się tłumaczyć po tym jak odzyskała przytomność umysłu - Ostatnio mam masę problemów. I jeszcze jak tu jechałam to jakiś kretyn w czerwonym, durnym Porsche 911 tak mi zajechał drogę, że w ostatniej chwili zdążyłam zahamować… Ciągle jestem trochę roztrzęsiona.
- Może po prostu bardzo się spieszył gdzieś? - Mateusz stanął w obronie agresywnego kierowcy.
- Daj spokój. To nie wiesz, że tacy nadziani ludzie to same cioty? Oni są najważniejsi i uważają, że inni ludzie to są tylko po to, żeby zgasić o nich papierosa.
- No chyba że nie palą papierosów - Mateusz pozwolił sobie na suchara - Zaskoczyło mnie jednak, że tak dobrze rozpoznajesz samochody. To rzadko zdarza się wśród kobiet - stwierdził z niejakim rozbawieniem .
- W zasadzie sama kiedyś chciałam mieć 911-nastkę. Ale ostatecznie zrozumiałam, że to samochód dla gejów i debili. Temu samochodowi po prostu do twarzy z fallusem wymalowanym na masce…
- Aż tak z nim źle? Szczerze mówiąc zupełnie się nie znam na samochodach. Dlatego podejrzewam, że jestem ulubionym przysmakiem dla mechaników. - powiedział bezradnie rozkładając ręce – Wiesz co, wygląda na to, że imprezka się skończyła.
To było jak Gold Flakes, nie dało się tego ukryć. Sala już praktycznie opustoszała i ostatni goście zmierzali już do wyjścia.
- No to sobie pogadaliśmy, nie ma co - skwitowała nieco gorzko Lidia.
   Poszli więc pożegnać się z Marią, która wydawała się nieco zaskoczona widząc ich razem. Starała się w jakiś sposób dawać znaki ostrzegawcze Mateuszowi w stylu „uważaj, Lidia jest bardziej niebezpieczna niż czerwony guzik od wyrzutni głowic atomowych w rękach dziecka”. Ostatecznie jednak zrezygnowała, bo co do wierności Mateusza nie miała żadnych wątpliwości. I z tego powodu zrobiło się jej trochę żal Lidii. Ta wyglądała jakby właśnie objawił się jej anioł. Ale nie miała szans na osiągnięcie celu. Naiwna była, a może zbyt zadufana w swoją urodę. Po krótkiej choć obfitej i treściwiej porcji wymieniania się grzecznościami Lidia z Mateuszem ruszyli w stronę drzwi.
   Na zewnątrz Lidia wciągnęła chciwie powietrze. Pomimo nieustannie pracującej wentylacji na sali było jej ciągle duszno. Teraz gdy znalazła się na zewnątrz, oddychanie chłodnym, nocnym powietrzem sprawiało jej wielką przyjemność. Nagle złapała ją ochota wtulić się w ramiona Mateusza, ale powstrzymała się, nie chcąc być zbyt pochopna w swoim działaniu. Nie chciała wszystkiego spalić. Przeszli kawałek drogi po czym Mateusz zatrzymał się koło czerwonego Porsche. W świetle latarni jego kolor przypominał w prawdzie śliwkę, ale Lidia tak czy inaczej bez problemu poznała auto. Spojrzała na Mateusza z wyrzutem.
- Nie chcesz mi powiedzieć… że to twoje?
- Ekhem… chyba jestem ci winny przeprosiny - zaczął niezręcznie -Widzisz… dzisiaj po południu musiałem zawieść koleżankę do szpitala, bo zaczęła rodzić. W całym tym amoku rzeczywiście mogłem się zachować jak cham na drodze. Najmocniej cię przepraszam.
Lidia momentalnie się zaczerwieniła. Gdy to sobie uświadomiła zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Wyglądało to tak jakby wszystkie komórki skóry na jej twarzy jak jeden mąż doszły do wniosku, że trzeba się przefarbować na czerwono. I gruby pokład pudru nie był w stanie tego przesłonić.
- Ja już… pójdę - wymamrotała pod nosem, po czym pognała przed siebie w akompaniamencie stukających o beton obcasów, pozostawiając Mateusza z wyrazem osłupienia na twarzy. Odprowadził ją wzrokiem, a gdy zniknęła za rogiem wsiadł do samochodu i jak gdyby nic odjechał.
-Heh, to dlatego żona nalegała, żebym cię kupił - zagadał do swojego automobilu, jakby był to Kit we własnej osobie – Miałeś być magnesem na laski, a tu się okazuje, skutecznie je odpychasz…
Koniec!

9 komentarzy:

  1. o kurcze..miałam przed oczami film, bardzo obrazowe.

    Ciekawe, czy po takim incydencie Lidia doświadczy głębszej autorefleksji, czy dalej pozostanie Lidią za piękna fasadą. Przemknęła mi myśl, że za takimi kobietami ciagnie jakies fatum...

    "To było jak Gold Flakes. Nie dało się tego ukryć..." - rewelacja:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za miłe słowa :) Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że nie zostały napisane tylko dla obiecanych krówek :)
    Lidia pewnie szybko zapomni o całym zajściu :D

    OdpowiedzUsuń
  3. wolę te na łące, a najbardziej milkę.
    Sklepowe zbytnio dokuczają zębom, tak że nie dla słodyczy się popisałam;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej no, oczekiwałam erotyku!:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Magdo
    Ktoś mi kiedyś powiedział, że wszyscy lubią krówki. Teraz wiem, że kłamał :)

    Patko
    No niestety, to nie moja tematyka :P

    OdpowiedzUsuń
  6. przeczytam z największą chęcią.
    kiedy skończę czytywać Coetzeego.
    pozwól że doczytam niemalże ohydną bym potem mogła pokusić się o przeczytanie tegoż wartościowego tekstu - jak zgaduję - o miłości.

    OdpowiedzUsuń
  7. A już myślałam, że skończą w schowku na miotły...ja chcę ciąg dalszy! ...i krówkę!

    OdpowiedzUsuń
  8. Nivejko
    Dziękuję, bardzo miło jest dostać pochwałę od mistrzyni :)

    Magdo
    Oj, Ty to tylko o jednym myślisz ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...